wtorek, 17 grudnia 2013

Expensive bad manners! A lesson to be learnt!

Yesssssssss......
Finally France gives me a reason for praising, not grousing!
Here is a short story which shows that good manners are almost scarce as hen`s teeth*
(extremely rare*)

How many of you would work either in the restaurants, cafes, pubs etc. and would be fed up not that much with the job itself as with the 'nice' customers ?
They can either make your day or spoil it completely!


But here is a piece of good news coming!
One of the managers of a French cafe in Nice implemented an amazing way to 'punish' unpleasant customers:

Żródło: Internet



Basically the idea is simple:
If one orders a coffee with no: please, good morning, thank you he will have to pay quite an exaggerated amount of 7 Euros.
If one is polite enough to  add: please, the price drops down to 4,25 E.
And if one orders a coffee in a normal way (which seems to be extinct) and says: Hello, please and thank you he pays a very decent price of  1,40 E.

If you feel like reading more about it have a look in here:
http://www.independent.co.uk/news/world/europe/french-caf-starts-charging-extra-to-rude-customers-8998130.html

It is a pity that nobody invented such an idea when I worked as a waitress - even dealing with a rude customer would be a pleasure while charging him of  7 Euros for a coffee :)


Wouldn`t it be easier and CHEAPER  if we were simply nice to one another? 


What do you think about this initiative? Are you for or against it?

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Wyposażonego Pan Bóg strzeże czyli nie zapomnij namiotu do swojego samolotu!

Znalezienie zakwaterowania w Paryżu (ogólnie we Francji) powinno zostać dodane do listy cudów świata, bo z nimi graniczy! Nie wiem czy to tylko moje doświadczenia, ale sporo już jeździłam i mieszkań wynajmowałam i wyglądało to mniej więcej tak: masz kasę, wynajmujesz studio/ pokój  itp. i nikt Ci się nie pyta skąd ją masz, ważne by płacić rent (z ang. czynsz) regularnie, ot co!

W Paryżu sprawy się nieco komplikują. Musimy być przygotowani, że znalezienie własnych czterech kątów kosztować nas będzie trochę czasu...no i nerwów. Zanim wypatrzymy sobie mieszkanie, uszykować należy tzw. 'dossier' czyli teczkę z wszystkimi wymaganymi dokumentami:

- 3 ostatnie wypłaty (tzn. wydruki potwierdzające wysokość wynagrodzenia)
- numer konta bankowego
- umowę o pracę (wyłącznie umowa na stałe czyli tzw.CDI!)
- często wymagany jest: 'un garant' czyli osoba, która poświadczy, że w razie gdyby osoba wynajmująca mieszkanie nie płaciła czynszu, to ona będzie robiła to za nią! Tu pojawia się problem dla 'tubylców', ponieważ przeprowadzając się do obcego kraju, przyjeżdżamy zwykle sami bądź też z partnerem/ partnerką/ rodziną i zwykle nie mam osoby tam, aż tak bliskiej, która mogłaby nam taką usługę poświadczyć. Znam przypadki, gdzie czasami nawet rodzice nie chcą swojej córce czy synowi tego podpisać...
- I oczywiście najważniejsze: mamona! liczy się przede wszystkim wysokość Waszych zarobków. W zależności jaka firma, takie wymagania np: aby wynająć studio (22m, koszt 600 Euro) trzeba zarabiać 3 bądź 4 krotność wartości czynszu, aby przejść pomyślnie przez kontrolę systemu finansowego!  Rzadko kto od początku zarabia wystarczającą kwotę, która by spełniała te warunki - mam na myśli Polaków (inne nacje oczywiście też), którzy przyjeżdżają do Francji i szukają pracy, na początek często biorą pierwszą lepszą, aby mieć jakiekolwiek źródło dochodu, a docelowej w międzyczasie szukają. No ale gdzieś spać trzeba!? Toteż stąd pomysł tytułowego namiotu;). Prawda, że sympatycznie?


Źródło: Internet
Aczkolwiek na taką opcję myślę, że by się każdy pokusił!
Ja na pewno!
p.s ciekawe jakie jest maksymalne obciążenie:D
Źródło: Internet

Poniżej podaję przydatne stronki:
http://www.localerte.fr/adherent/bienvenue.php
Jest to serwis płatny aczkolwiek sprawdzony, właśnie tam znalazłam mieszkanie. Abonament wynosi od 3 do 30 euro i wyświetla wszystkie ogłoszenia, z pierwszej i drugiej ręki. Określamy sobie również parametry i dwa razy dziennie otrzymujemy powiadomienia! Tak więc jeśli ktoś sprawdza skrzynkę regularnie, to może być pewien, że gdy zadzwoni nie usłyszy: Przepraszam, wynajęte!

Następnie stronka, gdzie wszystkie mieszkania są do wynajęcie bezpośrednio od właścicieli i nie trzeba płacić tzw. l`agence fraise, które często wynosi od 350 do 500 Euro (opłata jednorazowa  za korzystanie z usług firmy): http://www.pap.fr/

Na koniec nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam cierpliwości w szukaniu swojego kawałka nieba na Ziemi. Francuzi, tak jak i my używają powiedzenia:

Comme on fait son lit, on se couche 
(z. fr. Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz)

 aczkolwiek w ich przypadku powinno raczej brzmieć: Jak Ci pościelą...

Zapowiedzi

Ósmy cud świata - czyli zakwaterowanie w Pari! 
Lektura na dobre spanie, pojawi sie wieczorkiem!

piątek, 13 grudnia 2013

Lista "Szoków" z przymrużeniem oka;)

Każdy naród posiada jakieś szczególne cechy, obyczaje, tradycje itp. Tak i Francuzi. Posiadają pewne typy zachowań, przyzwyczajenia, po których od razu można powiedzieć: oooo, Francuz, polubić Go bądź też nie!
Stworzyłam swoją listę 'Szoków' :)

Szok numer 1: Zamiast: Przykleił się jak rzep do ogona, można by powiedzieć: Przykleił się jak Francuz do buta :D
Otóż, Francuzi wchodzą do mieszkania w butach..w sensie, że sobie tak po całym tańcują bez zdejmowania ich w progu!!! Nie ważne czy mowa tu o własnych czterech kątach czy czyichś!!! No moja mama dostałaby chyba zawału, jakby na jej śnieżno biały dywan, który codziennie traktuje odkurzaczem wszedł gość w butach! Ale nie we Francji! Francuz nie założy naszych tzw 'kapci' czy też nie będzie 'paradował' w skarpetkach. Tak więc mała rada przed zaproszeniem owego gościa :
a) pozwijaj dywany b) nie zapraszaj Go.


Szok numer 2: Paryskiej mody jak na lekarstwo
Tyle się mówi o modzie w Paryżu, powiem szczerze, gaci nie zrywa, ot co! Zdarzają się oczywiście fajnie ubrane kobiety i mężczyźni (częściej oni) aczkolwiek są to jednostki. Francuz bardziej inwestuje w bibeloty, gadżety takie jak okulary z dużym, widocznym logiem nazwy czy też zegarek aniżeli w samo ubranie. Może zaprosimy Francuzów na lekcję mody paryskiej do Polski, a moi wykwalifikowani znajomi będę mieli im na ten temat wiele do powiedzenia.
Oceńcie sami:

Uczcie się od najlepszych!
Tyle się mówi o damach we Francji, a na jednym  polskim metrze
kwadratowym więcej ich niż w całym Paryżu:D
Taras & Lotos jakby się z paryskich salonów prosto wyrwali:D

Szok numer 3: Gość w dom, Francuz niezadowolony 
Krótko, Francuzi lubią gości, ALE, pod warunkiem, że ich odwiedziny zostały zapowiedziane z 'dwuletnim' wyprzedzeniem. Nie ma tam takich polskich klimatów jak u mnie: spotykam starą znajomą na targu, rozmawiamy od 20minut przestępując z nogi na nogę, to więc zapraszam ją na kawę i częstuję czym chata bogata: ciastkiem, zupą tudzież nalewką Babuni;). Z Francuzem nadal byś stał i stał i stał..i stał


...nadal stoisz!

Szok numer 4: Doładowanie biletu trudniejsze od usmażenia  "krokietu" 
Kolejny fenomen, to doładowanie biletu tygodniowego. Otóż, przetestowałam to na własnej skórze i portfelu -zapłaciłam mandat 60 Euro (tzn.jeszcze nie). Wtorek rano, Bagieta doładowuję swoją kartę Navigo (czyli takie plastiki jak u nas na bilet miesięczny) na cały tydzień, mając na myśli ten właśnie tydzień, logiczne nie? No właśnie nie! NIE W PARYŻU! Żeby naładować na ten właśnie tydzień, który się zaczął w poniedziałek, a mamy wtorek, muszę doładować TYLKO w poniedziałek. Ja doładowałam we wtorek co oznacza, że doładowałam na tydzień następny, który zacznie się dopiero za 6 dni! Co zrobiła Bagieta, pomyślałam, że bramka może nie działa, no bo skoro co dopiero doładowałam sobie tygodniówkę, to jak tu myśleć inaczej i sobie jak sarna przeskoczyłam przez bramkę (o skakaniu za chwilę). Dzień dobry, od razu mandacik! 

Szok numer 5: Lepsze nad bramką skakanie, niż za bilet opłat umieszczanie
Jeśli byliście już w paryskim metro, to na pewno widzieliście liczne skoki nad bramką, przejścia bokiem przez szparę - opcja dla szczupłych, rzucanie bagaży na drugą stronę, później przerzut właściciela owego bagażu - no opcji i pomysłów jest wiele w zależności od wieku, nacji czy sprawności fizycznej. "Na Polaka" wygląda to tak:  duże bramki, przez które można przejść wygodnie z bagażami, otwierają się bardzo szeroko i na raz może przejść kilka osób. Nie wymaga to ani zwinności ani pośpiechu, wystarczy zauważyć, że ktoś otwiera bramkę i się za nim ustawić. A co mówi Polak po takiej 'akcji ": łooooo Zdzichu, ale się nam udało". 


Szok numer 6: Częste mycie, skraca życie
W szoku nr.6 posłużę się trochę statystykami, żeby nie być gołosłowną, bo co jak co, ale trudno jest mi cokolwiek na ten temat powiedzieć, gdyż Francuzi inwestują spore sumy w zakup perfum. Niektórzy się śmieją, że popryskasz to tu, to tam i prawie jak mycie:)
Otóż według badań opinii BVA:
-  przeciętny Francuz przyznaje się, że nie bierze codziennie prysznica,
- 3,5 %, że biorą go raz w tygodniu
- a 20 % nie myje rąk przed posiłkiem
(źródło: http://www.sfora.pl/Francuzi-to-brudasy-Mycie-to-strata-czasu-a48537)

Ale co jest najdziwniejsze w tym wszystkim to fakt, że to właśnie Francuzi spędzają w łazience najwięcej czasu. Pozostawię bez komentarza!

Fajny szok numer 7: Czerwone nie tylko dywany!
We Francji, żeby poczuć się kobieco i pomalować swoje usta na czerwono nie trzeba koniecznie wyjść na imprezę, można równie dobrze dodać im ponętnego koloru idąc do sklepu po bułki czy na spacer z psem. Na początku było to trochę dla mnie 'prowokacyjne', ale stwierdzam, że fajnie  takie szare dni rozjaśnić sobie takim pięknym kolorem! A co dopiero przechodniom ;)

Chętnie się dostosowałam do
obowiązujących norm.
Teraz nawet do snu nakładam
czerwoną szminę:D

Jeśli macie jakiegoś "szoka", to zapraszam, dopiszemy do listy! 

Pamiętajcie, że piszemy to z tak zwanym przymrużeniem oka, gdyby ktoś szukał zwady! A jeśli jesteś Francuzem rozumiejącym język polski, to pamiętaj: zawsze możesz napisać coś o Polakach i Twoich szokach, myślę, że Twoja lista będzie dłuższa od mojej. 
I tak Was serdecznie pozdrawiam Moi Francuzi, moja Francjo ;) 






Mickey rekrutuje !!!


Jeśli jest tam przed ekranem ktoś, kto szuka pracy, bądź pragnie zmienić coś w swoim życiu, to jest szansa: 7/8 lutego Disneyland Paris rekrutuje na kontrakty umowy stałej (tzw. CDI - un contrat à durée indéterminée), tymczasowej (CDD-contrat à durée déterminée)  oraz staże ( un stage).


Więcej informacji, znajdziecie tutaj:
http://disneylandparis-casting.com/fr/postulez?jobid=3121

Dodam, że jest to fajna praca, w międzynarodowym środowisku, która na pewno oferuje spokojny start w nowym Państwie i nawet daje możliwość dość przystępnego cenowo zakwaterowania (bo wynajęcie mieszkania we Francji graniczy z takim małym 'cudzikiem').. oczywiście mogłabym znaleźć i kilka negatywnych stron, ale przecież nie o to tutaj chodzi:) One są wszędzie, w każdej pracy i w każdym kraju!

Źródło: Internet

Porozmawiajmy o tym Mieście Zakochanych...


“Even the pigeons are dancing, kissing,
going in circles, mounting each other.
Paris is the city of love,
even for the birds.” 

Paryż uważany i kojarzony jest z miastem miłości. Któż do niej nie tęskni i nie wygląda? Pewnie wszyscy, nawet Ci, którzy się do tego nie przyznają:). W Paryżu wszystko wydaje się piękniejsze, ludzie też. Sceneria jest wręcz stworzona i obligująca do zakochania się: małe uliczki opiewające tajemniczością, grajkowie, uliczni artyści, kwiaciarze sprzedający czerwone róże, małe kafajki, w których wnętrzach czekają romantyczne zakamarki dla zakochanych. Jest także specjalne miejsce, gdzie swoją miłość mogą wyrazić wszyscy: mieszkańcy, turyści, biedni, bogaci, tam nie liczy się kolor, wiek, pochodzenie..tam liczy się miłość, nawet ta wakacyjna! Mowa o: PONT DES ARTS - najprościej mówiąc, tam możesz zamknąć swoją miłość na kłódkę:) Jest to jeden z najbardziej robiących wrażenie mostów (jak dla mnie), gdzie blask kłódek i obejmujące się czule pary widać już z daleka...

Drodze na most 'miłości' towarzyszy niesamowicie malowniczy widok.

Gdy liczba  kłódek na moście przekoroczyła 1600 władze zaczęły je zdejmowąć, ale jak widać miłości nie można ograniczać, bo nowe przybywają w zaskakującym tępie.
Pierwszy most wykonany z żelaza, wzorowany na moście brytyjskim. 
Tutaj miłość nie zna granic. Każda przyczepiona kłódka to.... 
inna historia. 


(Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa)





czwartek, 12 grudnia 2013

Zapowiedzi

Dzisiaj, w późniejszych godzinach pojawi się artykuł o tym, za czym każdy
goni..i nie chodzi mi o pieniądzę! Jeśli chcecie się rozmarzyć choć na kilka minut w
ponure popułudnie bądź zrobić sobie przerwę w pracy, to zapraszam:) 

środa, 11 grudnia 2013

Bagieta żali się po raz kolejny!

Drodzy czytelnicy.....dobra,miało być poważnie, a będzie jak zawsze! Czyli tak, pewnie Ci, którzy czytają ten blog zastanawiają się czy Blondyna, wspomniana już kilka razy w moich tekstach, naprawdę istnieje?!?
Otóż pozwolę sobie umieścić krótkie wyjaśnienie,z naciśkiem na krótkie.
Niejaka Paulina S. zwana Blondyną istnieje. Zadowoleni ?
Blondyna na dzień dzisiejszy wyjawia, że się pilnie uczy do egzaminów (skype, facebook, twitter, zara, mango, %, chłopaki.......) chyba sami rozumiecie, że   La vie n`est pas belle:) 

                                      
                                             KONKURS: kto zgadnie która to bagieta, a która to blondyna?
                                             Nagroda: bagieta od bagiety. Nie żartujemy. Wyślemy pocztą. 

Polak potrafi czyli CENEO w Paryżu:)

Jeśli już mamy tę sposobność bycia w Paryżu, to wypadałoby wpasować się w paryski szyk i chociaż raz posilić się w paryskiej restauracji (oh ę). Dodam, że po wizycie, którą proponujemy możecie być pewni, że nie zbankrutujecie, a brzuchy pełne mieć będziecie:)

Ten sympatyczny, dobrze ukryty zakątek kuchni francuskiej, niedrogiej, a smacznej wypatrzyła Blondyna! I to w centrum Paryża - aczkolwiek sami przez przypadek byście na niego nie 'wpadli' - nie bez powodu napisałam 'ukryty'!

Restauracja nazywa się Bistrot Victoires, nazwa mało wyszukana, ale jedzie jak najbardziej!
Adres: 6 rue de la Vrilliere (Louvre/Place Vendome)

Ceny (podawane z pamięci, aczkolwiek karta dań została przez nas bardzo solidnie przestudiowana, szczególnie sekcja: alkohol:)):

Przystawka: 8/10 Euro
Danie główne oscyluje w granicy 10/15 Euro
Deser: 5/8 Euro
Bądź po prostu menu set czyli 3-daniowy zestaw ok 20/25 Euro
Butelka pysznego wina 15/20 Euro

Jeśli myślicie, że są to wysokie ceny, to proponuję krótką wycieczką " paczę i nie wierzę" czyli przejście się po jednej z paryskich uliczek i szybki rzut okiem na MENU, gdzie ceny kawy zaczynają się od 10 Euro! Tak więc lepiej zaoszczędzić chodzenia i zabrać się do jedzenia:)




(Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa)

Bon Appétit !!!

(z fr. smacznego)

Zapowiedzi


Wiemy, że my Polacy mamy nosa do wynajdywania dobrych cen i robienia interesów! W szczególności kiedy płacimy w Euro:) Jutro opowiemy Wam jak poczuć przez chwilę 'paryski szyk' i nie zbankrutować!

                                                                               Będzie smacznie!

La vénus à la fourrure czyli Venus w Futrze

Ok, dzisiaj o obiecanym futrze, ale w wydaniu blondynki.

Trochę kultury też trzeba wprowadzić, ot co;)


Niedawno miałyśmy z Blondyną ogromną przyjemność zasiąść z Panem Romanem Polańskim i jego, robiącą wrażenie małżonką (Emmanuelle Seigner) na przed premierze filmu " Venus w futrze", która miała miejsce 4 listopada w paryskim kinie Gaumont. Przeżycie niesamowite! Fajnie, że istnieją Polskie nazwiska, które są tak rozpoznawane, szanowane i cenione jak Jego. Zjawił się oczywiście tłum reporterów, fanów i zaproszonych gości. Przeprowadzono krótki wywiad z parą, która ubrana bardzo skromnie, jak na tak duże osobistości, również w ten sposób odpowiadała na zadawane pytania. 


Fabuła filmu: 
Bardzo prosta. Nakład finansowy niewielki, gdyż cały film toczy
się na scenie pewnego teatru, gdzie pojawia się tylko dwóch aktorów, ale za to jakich!
Ale wracając do fabuły, Thomas (Mathieu Amalric) wcielający się w rolę reżysera poszukuje kobiety do swojego nowego przedstawienia. Ma ona za zadanie zawarcia umowy z mężczyzną na zrobienie z niego niewolnika (ten wątek myślę, że bardzo przypadł do gustu zwłaszcza kobietom)! Rozczarowany i wyczerpany po długim i nieowocnym castingu zbiera się do wyjścia, a tam wpada...kto? 
No właśnie Ona, kobieta dynamit - Wanda! Reżyser daje jej, powiedzmy, zostaje zmuszony do dania jej szansy udziału w spóźnionym castingu i w tym momencie Wanda przechodzi nieziemską metamorfozę...



(Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa)
Ta dwójka aktorów zawładnęła sceną po mistrzowsku. Salwy śmiechu i oklaski padały w trakcie filmu. Towarzyszył temu bardzo inteligentny żart, film można powiedzieć, że otarł się o sztukę, a Emmanuella pokazała nieprzeciętne umiejętności aktorskie. 

Dodam na koniec, że jestem trochę zdziwiona reakcją w Internecie. Film został mocno skrytykowany i zastanawiam się dlaczego. To na co porwał się Roman Polański wymaga nie lada odwagi i talentu, nie wspominając, że na takie zabiegi mogą pokusić się tylko najlepsi!


A ja właśnie zabieram się za oglądanie filmu w polskiej wersji językowej...

A wam jak podobał się film? Wolicie Wandę w wersji blondynki czy brunetki:D ??? 



wtorek, 10 grudnia 2013

Zapowiedzi

A jutro będzie futro:) jeśli myślicie, że to żart, to zajrzyjcie na stronkę i sami się przekonajcie.
A demain (z fr. do jutra).
(Zdjęcie autorstwa mojej mamusi:))

U Mickey. część I: Rekrutacja rewelacja!


Zgodnie z wczorajszą zapowiedzią teraz będzie o pracy i płacy, a gdzie? Że w Paryżu to wiemy, ale dokładniej mam na myśli DISNEYLAND Paris. 

No to może od początku. Swoją przygodę z Mickey zawdzięczam w sumie Shewanieeeee, mojej kumpeli ze studiów, która podesłała mi wakacyjną ofertę pracy! (jeśli to czyta, to powinna się upomnieć o to, co jej obiecywałam, jeśli dostanę robotę...damn it) Pomyślałam: czemu nie, wymagań wszystkich nie spełniam, ale do 'stolycy' chętnie się przejadę! I tak też zrobiłam. Dodam, że tak ja szybko weszłam, tak szybko chciałam wyjść z sali rekrutacyjnej po tym, jak zobaczyłam, a raczej usłyszałam rodowitych Francuzów i unoszące się nad głowami: 'rr..rrrrrrr...rrrrrrrrr...rrrr', nie wspominając o potencjalnych kandydatach w większości po filologii francuskiej...no to tak jak ja, też po filologii...szkoda tylko, że angielskiej!!!!!!!!!!!!! Nagle pada pytanie: czy komuś się śpieszy? Wiedziałam, że jeśli nie wejdę od razu, to nie wejdę wogóle! I moja ręka mimowolnie podnosi się i z moich ust pada niekontrolowane kłamstwo: Ja mam pociąg za godzinę (taaaa)! I tu jednak opiszę jak rozmowa kwalifikacyjna przebiegała, bo nóż widelec może ktoś z Was będzie miał ochotę spróbować: 

Wchodzi się w parach. I fajnie, i nie. Zależy od przeciwnika i jego znajomości języka, tudzież prezencji. Miałam to szczęście, że moja rywalka była taka rozgarnięta jeśli chodzi o francuski jak ja..więc już było dobrze.!1:1. Dość przystojny przedstawiciel Disneya (choć mały, oni jacyś wszyscy tacy jacyś mali, albo ja taka ponad normę) zaczyna rozmowę z moją koleżanką (noo powiedzmy), którą wskazałam na ochotniczkę. Rozmowa brzebiegała w dwóch językach, po francusku i angielsku, pytania w stylu: czym się zajmujesz?, gdzie pracowałes wcześniej?, czy za agranicą?, czy masz doświadczenie w obłudze klienta?, jaką masz osobowość? itp i tutaj następuje aspekt zaskoczenia rozmówcy: scenka sytuacyjna czyli co byś zrobił/a gdy......Wspomiana już rywalka z trudem wybrnęła z tego niełatwego zadania, co nie było dziwnym przy naszym (nie)opanowaniu języka i przychodzi pora na poliglotkę Bagietę. Zadanie: Jesteś pracownikiem Disneyland. Jesteś na zmianie. Koło Ciebie stoi zagubiony chłopczyk i płacze, co robisz? Sobie myślę, za dużo to nie pogadamy sobie po francusku, ale przecież nie powiedział jakiej narodowości chłopiec jest, no nie? Więc nie ma problemu, wychodze na środek (taka strategia gry na zwłokę), stawiam przed sobą krzesło (to krzesło, to ten chłopiec), udaję, że pochylam się nad chłopcem i pytam sie po francusku (no to akurat znałam):

Bagieta: Salut! Tu viens d`ou? ( Cześć! skąd pochodzisz?)
Chłopczyk,że na niby coś powiedział więc chwila ciszy.
Bagieta: aaaaaaaaaa perfect!  you come from England? no worries I will take care of you bla blas bla bla.....
No to się po francusku nagadałam. Pan się pośmiał trochę i mówi do mnie: Dobrze Pani poszło. Se myślę, pewnie każdej tak mówisz! W sumie zadowolona z nowego doświadczenia aczkolwiek bez jakiejkolwiek nadzieji wróciłam do domu. Po dwóch tygodniach e-mail: Zapraszamy do współpracy z Disneyland Paris!
Nie wierzyłam własnym oczom! Jednak jak mawia mój brat: głupi ma zawsze szczęście! 

Ale tak bardziej serio, jeśli ktoś jest zainteresowany pracą, to można sprawdzić kiedy rekrutują tutaj: 
Wysłać należy:
  •  list motywacyjny i tutaj radziłabym trochę pogłówkować, żeby zwrócić na siebie oczy pracodawcy, z Polski rekrutują o wielu mniej pracowników aniżeli z Włoch czy Hiszpanii co nie zmienia faktu, że spływa wiele zgłoszeń. 
  • CV w języku francuskim. 
Wymaganaia: biegła znajomość języka angielskiego plus podstawy języka francuskiego oraz 3 język europejski, którym dla nich jest nasz ojczysty język. Mile widziane doświadczenie za granicą.

Na teraz mówię Wam: Bon courage (z fr. powodzenia).
To be continued...




poniedziałek, 9 grudnia 2013

Zapowiedzi

Jutro odkryjemy oblicze, a jakie? to sami się przakonancie, a kogo, no to chyba się domyślacie?
Będzie o pracy wakacyjne, więc jeśli, ktoś planuje trochę popracować w wakacje, a przy tym fajnie się pobawić, to zapraszamy jutro!

Panie pilocie dziura w samolocie.. czyli wole autobusa od powietrznego szajbusa

W erze samolotów i szybkiego i wygodnego przemieszczania się wierzę, że pomimo wszystko przetrwały takie hard-corowe jednostki jak ja czyli lubiące sobie posiedzieć w autobusie ok 22 godzin (bo ok tyle zajmuje droga z Ziemi Ojczystej do Ziemi Żabojadków) i po raz setny obejrzeć ten sam film degustując się kawą z termosu za Euracza:). Toteż postanowiłam pokrótce opisać i sklasyfikować wszystkie środki transportu, które pomogłyby Wam  dostać się do miasta miłości.

W zależności od celu wyjazdu i waszego portfela można skorzystać, no właśnie zacznę od moje ulubionego środku transportu czyli autobusu:


AUTOBUS:
  • Cel podróży: dłuższy pobyt, chęć zabrania dużego bagażu bądź nadbagażu drogie Panie:) bądź poprostu strach przed lataniem (w zależności od przewoźnika można zabrać 20kg/25kg plus bagaż podręczny, nabagaż koszt 10 Euro/40 zł) 
  • Czas trwania podróży: przeciętnie 22 godziny(+/-) w zależności od tego, z której części Polski wyjeżdżamy np: ja wyjeżdzam teraz z Konina o 15.00 i w Paryżu będę następnego dnia o 13.10
  • Przewoźnik: oferta jest bardzo szeroka, choć ostatnio bardzo dużo przewoźników połączyło swoje siły i tak swoje usługi proponuje nam: Sinbad, Interbus, Nord, Becker Reisen, PKS Warmia oraz Eurolines, którymi jeżdżę i które jak na razie wypadają bardzo przyzwoicie na tle reszty przewoźników, również cenowo. Udało mi się kupić bilet z promocji świątecznej za 140 zł, a normalnie ceny oscylują od 199 zł do 499zł. 
  • Przydatne linki:
http://www.eurolines.pl/
http://www.autokary24.pl/polska/francja/?gclid=CIje_YHLnrsCFURc3godBQ0AoA
http://www.biletyautobusowe.net.pl/autobusy-francja/pa
ryz.html

*Dodam, że nie zauważyłam żadnej zależności tzn. ceny bardzo często są podobne niezależnie czy kupujemy bilet z wyprzedzeniem czy na tzw last minute...co więcej, dodam, że często bilet kupiony zaraz przed wyjazdem jest często w cenie promocyjnej, bo np zostały ostatnie 3 miejsca.

SAMOLOT:
  • Czas trwania podróży: 2h/3h (w zależności z którego lotnika: Charles de Gaulle, Beauvais i Orly wylatujemy i do którego miasta lecimy)
  • Linie lotnicze: oczywiście LOT, Austrian, SAS, Lufthansa, ale myślę, że zejdziemy bardziej na ziemie i skupimy się na liniach, które nie pochłonią całej nasze wypłaty, mam na myśli: WIZZAIR, który proponuje bardzo przystępne ceny np: lot 15 grudnia z Poznania do Paryża kosztuje 79 złotych http://www.esky.pl/loty/wybierz/0/0//asc/0/uUHzL6VHADgLOvrob53KQyGom7572UOLhxFJbEjdNNs i obsługuje miasta takiej jak: Warszawa, Poznań, Gdańsk i Katowice bądź też EASY JET, który obsługuje loty z Krakowa do Charles de Gaulle w cenach od 100 do 400 złotych, np, bilet na 16 grudnia kosztuje 190zł http://www.easyjet.com/PL/Booking.mvc
  • Przydatne linki: 
http://www.easyjet.com/pl
http://www.sky4fly.com/linie-lotnicze/easyjet.html
http://www.mlecznepodroze.pl/


SAMOCHOD: 


Jeśli ktoś planuje wyjazd autem do Paryża, a w szczególności chęć poruszania się swoimi czterema kołami po jego centrum, to już wogóle ogromne chapeau bas (z fr. czapki z głów), a dlaczego ?
Przede wszystkim parkowanie w Paryżu graniczy z cudem i ogromnymi (nie)umiejętnościami. Powinieneś należeć do grupy fanów lubiących tzw. obcieranie zderzaka, lekkiego przesuwania sąsiedniego auta do przodu bądź do tyłu, gotowość parkowania w dziwnych pozycjach (oczywiście koperty, miejsca dla inwalidów, to dla Paryżan żadna przeszkoda) - ogólnie brak zasad i jakichkolwiek granic. Jeśli chodzi o samą jazdę, to jedziesz tak jak masz na to ochotę! Na pocieszenie dodam, że metro, które co prawda nie chodzi jak w szwajcarskim zegarku, jest dość dobrze zorganiozowane i zabierze nas wszędzie!





Zatem szerokiej drogi i wyobraźni (albo jej braku)!

sobota, 7 grudnia 2013

O kaszance i zmywaczu!

Z serii Bagieta chwali się i żali.....teraz będzie wyłącznie żalenie! Dodam, że jest godzina, gdzie normalni i stabilni psychicznie obywatele już uprawiają tę trudną dla mnie dziedzinę: śpią!

Jako że wyjeżdżam z Polski na dniach, to zrobiłam listę rzeczy, za którymi będzie mi tęskno na francuskiej ziemi:

  • zacznę od ekologicznych jaj Pani Jadzi z targu (imię dla dobra biznesu rzekomej Pani Jadzi zostało zmienione), które Pani J. kupuje z tajemniczego (oj bardzooo) źródła i przyczepia do nich mała naklejeczkę "eco" ... ale co... działa Marketing? działa? Kupuję, cały mendel! Po tych jajach czuję się mega ECO !
  • za bułką tartą, której nie mogę znaleźć w Paryżu i  nie wiem z czego to wynika - czy oni jej faktycznie nie używają, czy raczej powinnam zmienić sobie swój pseudonim artystyczny z Bagiety na Blondynę (choć z drugiej strony Blondyna chyba Go bardziej potrzebuje;)). Aczkolwiek, jeśli TO ktoś czyta, kto wie pod jaką nazwą mogę dokopać się tam do bułki tartej, to plissss ..komentarzyk na dole! I nie wyskakujcie mi tu zaraz łeeeee, że przecież można chleba podsuszyć i będzie jak znalazł! Otóż nie!! Francuskie bagietki stworzone są do wyższych celów! 
  • za kaszanką i tu nic nie skomentuje, jako że mam za duży szacunek dla jej smaku!
  • jak kaszanka, to i ogóraski:D
  • żeby nie było monotonnie, że tylko mi jedzie w głowie, a ja przecież całe życie na dietach jestem, to dodam do listy: zmywacz do paznokci jak kolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Otóż zmywaczowi do paznokci powinien zostać poświęcony osobny wątek, ale już skończę skoro zaczęłam.Otóż (pozwolę sobie użyć drugi raz)...zmywacze mieszczące się w budżecie Bagiety i Blondyny oscylują w graniach 4 Euro i po ich otworzeniu masz zagwarantowane, że ten 'piękny, subtelny' zapach będzie utrzymywał się w całym domu jakbyś co najmniej użył perfum Channel. Wymyśliłam metodę zmywania paznokci (w sumie Blondyna mi ją podsunęła, bo w jej 61m apartamencie, bądź 16m jak kto woli - nie czepiajmy się szczegółów- delikatnie mówiąc po otwarciu buteleczki walczymy o życie). Toteż wychodzę na klatkę schodową, biorę kilka głębokich oddechów i tempem Strusia pędziwiatr zmywam swoje paznokietki, kontrolując przy tym czy nie widać na horyzoncie sylwetki niepożądanego lokatora. Jednak po przeanalizowaniu sytuacji na klatce schodowej, gdzie obecność kobiet do mężczyzn wynosi 1:7 (ta jedynka to się Blondyny tyczy) stwierdziłam/łyśmy, że winowajca roznoszenia tej woni jest zbyt oczywisty i zaniechałam/łyśmy dalszych prób podtruwania sąsiadów B. Choć koniec końców, to na nią by wszystkie mniej pochlebne opinie spadły...


Listę uważam za nie zamkniętą. Listy część dalszej nastąpi kontynuacja ( coś mi tu składni brak, chyba pora wyspać mój mózg)
Życzę nocy, a jakiej czy miłej czy spokojne, niepotrzebne skreślić.


Piłka - też atrakcją turystyczną może być!

Wieża Eiffla, Łuk Triumfalny, Wersal... i tu bym mogła wyliczać w nieskończoność jeśli chodzi o atrakcje turystyczne, ale jest jeszcze jedna, która zainteresuje zwłaszcza część męską, a w szczególności fanów piłki nożnej. Brzmi zachęcająco?

Jeśli chcielibyście poczuć się choć przez chwilę jak prawdziwi piłkarze, to macie tę właśnie okazje! W towarzystwie przewodnika (język obcy do wyboru) możecie zwiedzić szatnię piłkarzy, przejść się tunelem prowadzącym na murawę, zasiąść w loży prezydenckiej i odkryć resztę zakamarków, które kryje w sobie jeden z największych stadionów w Europie: STADE  DE  FRANCE


Ceny biletów całkiem przystępne nawet po przeliczeniu na
złotówki :) Taka przyjemność trwa ok. 2 godzin i kosztuje:

  • Bilet normalny: 10/15Euro (dwie opcje do wyboru)
  • Bilet dla dziecka: 8/10 Euro


Bilety można zakupić na stronce poniżej:
http://accueil.stadefrance.com/en/customers/ticket/stade-de-france-tour-pass

Więcej lektury znajdziecie tutaj:

http://gdziewyjechac.pl/5759/najslynniejsze-stadiony-europy-do-zwiedzania-zrob-sobie-wycieczke.html

To co dziewczyny, pomysł na prezent o jeden więcej? :)





Prawie jak w domu, w wersji na bogato...czyli Le marché de Noël !!!

Jeśli się zdarzy, że będziecie planowali wypad do Paryża, nawet weekendowy i nie wiecie w jakim terminie, to ja Wam powiem: GRUDZIEŃ!!! może dlatego, że jestem fanką zimy! A w szczególności tam! I w szczególności na Champs Elysees!. Nie wiem czy wiecie, ale Polacy mogą poczuć się tam jak w domu....a z jakiej okazji? Otóż wszystko to za sprawą tzw. Marche de Noel  czyli coś w stylu polskich, świątecznych straganów tylko, że w wersji 'na bogato': ulice, drzewa przyozdobione są pięknymi lampkami i światełkami, które przenoszą nas do bajecznej scenerii i oświetlają stragany znajdujące się na całej długości Champs Elysees ( i nie tylko, Trocadero, La Defense i wiele innych dzielnic), które obficie wypełnione są błyskotkami, interesującymi dziełami sztuki, szalami, czapami, różnymi smakołykami. Jednak najbardziej oblegane są namioty z pysznym grzanym winem, którego można skosztować w towarzystwie lokalnych muzyków i dobrej muzyki! A jeśli ktoś będzie chciał zgubić kalorie po skosztowaniu takich łakoci, bo pokusa jest niesamowita, może spróbować swoich sił na sztucznym lodowisku - no w takiej scenerii myślę, że nawet najmniej doświadczony łyżwiarz powinien pokusić się o to. Jeśli to Was nie przekonało, to może zdjęcia ? 





(Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa)






piątek, 6 grudnia 2013

Oczekiwania i wielkie nadzieje vs. szara rzeczywistość czyli honeymoon party is over! Część I


Każdy wyjazd wiąże się z nadziejami i oczekiwaniami, że u ‘sąsiadów’ jest inaczej, lepiej. Pewnie zależy gdzie, jaki kraj, jakie miasto. Aczkolwiek po kilku miesiącach tzw. etapu „honeymoon” (z ang. miesiąc miodowy, który charakteryzuje się ogólnym zadowoleniem i niedostrzeganiem negatywnych elementów, cech, wydarzeń danego kraju) przychodzi zderzenie z szarą rzeczywistością niezależnie od tego dokąd byśmy się nie wybrali.

Ale od początku.

Pierwsze wrażenie: jestem w raju!!! Paryskie alejki, kafejki, przytulne restauracje, błogi spokój (co może wydawać się dziwne jako że Paryż jest miastem najchętniej i najliczniej odwiedzanym przez turystów, a jednak) zapach pieczonego chleba i echo języka francuskiego unoszącego się dookoła. Jest coś magicznego w atmosferze Paryża, o czym można się przekonać tylko i wyłącznie odwiedzając go. Byłam zachwycona miejską dżunglą! Rozkoszowałam się widokiem wieży Eiffla, której fenomenu do tej pory nie odkryłam – żelazna, postawna bryła, trochę już 'starawa', a jednak wszędzie widać niekończące się kolejki i podekscytowanych turystów (w tym i ja). Przechadzałam się uliczkami i  myślałam: La vie est belle (z fr.życie jest piękne) – słynne zdanie powtarzane przez francuzów.

Tutaj następuje moment, w którym gubię swoje różowe okulary i z bycia turystką bardziej staje się członkiem francuskiej społeczności, a przynajmniej jej codziennym uczestnikiem. 
Codzienna rzeczywistość czyli  sprawy papierkowe takie jak założenie karty zdrowia (tzw. carte vitale), konta bankowego, zapisanie się do agencji pracy okazały się ogromnym wyzwaniem i przeszkodą nie była tylko bariera językowa, o której zaraz napiszę, a bardzo chłodna i często wręcz niesympatyczna obsługa klienta – i w tym momencie człowiek zaczyna rozumieć, że biurokracja i 'sympatyczne' podejście do klienta istnieje jak kraj długi i szeroki. Ale skupmy się w tym poście na kwestiach językowych, a mniej więcej wygląda to tak:

Z życia wzięte (Bagiety w rzeczy samej jak to mawiała Pani Surmacz z Klanu:)): 

Scenka pierwsza: Bagieta w kawiarni prosi kelnera o szklanke herbaty i sandwicha używając języka angielskiego:
Bagieta: Hello, I will have a tea and a sandwich with cheese and ham, please. 
Waiter: quoi?  Vous voulez qoui? (Że co? Co by Pani chciała? oczywiście po francusku jakby pierwszy raz usłyszał język angielski).

Scenka druga: Bagieta w kawiarni prosi kelnera o ten sam zestaw w języku francuskim:
Bagieta: Je voudrais svp une tasse du the et un sandwiche au fromache et jambon (Bagieta chcąc pięknie władać językiem francuskim ryzykuje swe życie zadławiając się prawie przy próbie wymówienia słynnego "r":))
Waiter: You would like to order a sandwich with cheese and ham Madame, yes? (I tu następuję objawienie, kelner okazuje się, że zna język angielski).

Prawda i mity o języku francuskim:

  • Francuzi niechętnie mówią w innym języku niż francuski. PRAWDA
  • Francuzi nie znają języków obcych, zwłaszcza angielskiego. MIT 
  • Można nabawić się bólu gardła przy ciągłej wymowie literki "r". PRAWDA (oj można)
Na koniec, by nie zniechęcić Was do nauki, jakby nie było tego pięknego języka dodam, że miasto zakochanych 'wyposażone' jest również i w uprzejmych Francuzów, którzy słysząc mówiącego po francusku obcokrajowca uśmiechają się pochlebnie!

Tyle w kwestii językaJ  i  tyle na dzisiaj...



A+ 
(czyli see you soon)

Słowo od Bagiety!

Pseudonim artystyczny: Bagieta

Wiek: 27 wiosen, które jeszcze w pełni nie są przeze mnie zaakceptowane i które nie idą ze mną w parze, bo mentalnie zatrzymałam się na czasach, gdy się miało to naście lat! Aczkolwiek, człowiek podobno dojrzewa po 30sce, choć patrząc na moich znajomych, marne to pocieszenie ;)!

Ulubione słowo: iha!

Z ciekawostek o mnie: zawsze mam wrażenie na klatce schodowej, że ktoś mnie śledzi!


Status w Pari Pari: przy nadziei czyt. szukająca pracy aczkolwiek pod koniec grudnia mam dwie rozmowy o pracę, o których na pewno napiszę. Jak mawia mój brat: głupi ma zawsze szczęście, więc idąc tym tropem, myślę, że powinno być dobrze,o! W międzyczasie pracuję dla słynnego gangu paryskiego znanego w całej Europie i nie tylko, na czele którego stoi Mickey i jego kobieta Mini czyli Disneyland Paris! (O tym też będzie kilka wątków..)


W pigułce: Pochodzę z małej mieściny,...zaraz głosy znajomych się tutaj pojawią, że wioski, a niech i tak będzie, Babiak, która nigdy nie potrafiła mnie na swoim terytorium zatrzymać dłużej aniżeli weekend u rodziców. Odkąd pamiętam, to kochałam podróże, ale takie bardziej w celu pracy i nauki języka, aniżeli zwiedzania - oczywiście i to w jakimś stopniu zostało zrealizowane. Tak jak przystało na porządnego Polaka najpierw  udałam się na wyspy do Królowej czyli do Anglii, dokładniej Aldeburgh i Londyn na ponad rok czasu, póżniej niespodziewany wyjazd na Słowenię i praca w hotelu, a jeszcze później Szwajcarja - skąd ten pomysł, to sama nie wiem - no może wiem...zapragnęłam nauki języka francuskiego, a rejon, w którym się znajdowałam należał do francusko-języcznych, choć przyznam szczerze, że ludzie okazali się tak fantastyczni i mówili tak dobrze po angielsku, że nie miałam ani potrzeby mówienia po francusku (a raczej jego nauki) ani czasu! Ostatnim i obecnym moim przystankiem był i jest Paryż. Nie jest łatwo, ale gdzie jest? Mam tylko nadzieję, że te mocno zamkniętę wrota francuskiego rynku pracy otworzą się dla polskiej emigrantki ! Na koniec tylko dodam dla
zainteresowanych, że można pogodzić i naukę i wyjazdy i pracę, gdyż w międzyczasie ukończyłam studia magisterskie, które mi karierę obiecywały, a której nie widać na horyzoncie:P No cóż, może los trzyma jakiegoś asa w rękawie dla mnie na później!